Motto:
„Hej,
prorocy gniewni z dawnych lat! Obrastacie w tłuszcz.
Już
was w swoje szpony dopadła szmal. Zdrada płynie z ust.
Żegnam
was. Już wiem:
Nie
załatwię wszystkich innych spraw…” - Perfect
„Aż
zobaczyli ilu ich. Poczuli i siłę i czas
I
z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast.
Zwalali
pomniki i rwali bruk:
Ten z nami, ten przeciw
nam! Kto sam, ten nasz najgorszy wróg!
A
Śpiewak właśnie był sam…” - Jacek Kaczmarski
„Komuna Paryska” podbiła właśnie Kongres Nowej Prawicy.
Unia Polityki Realnej broniła się prawie dwadzieścia lat. W Kongresie
wystarczyły lata trzy.
W normalnym świecie panuje człowiek. A przekonać go może
tylko argument. W komunie panuje liczba. I oto liczba zaczęła panować w
Kongresie Nowej Prawicy. Oto radość zapanowała ogromna, że OSIEM jest większe
niż SIEDEM. Tym samym władza p. Janusza Korwin-Mikkego przeszła do historii.
Zepchnięty został do kategorii SIEDEM. Może być wdzięczną pacynką na
wyznaczonym Mu kawałeczku sceny. Może sobie trochę popajacować. Może się nawet
wdzięcznie mizdrzyć w monarszych gestach, czy stroić monarsze miny… „Ludzie to
lubią, ludzie to kupią…”
„Mane, tekel, fares”.
OSIEM! OSIEM! OSIEM wygrywa! SIEDEM przegrywa! Raduj się ludu! Ty tu rządzisz!
Towarzysz Lenin powiedział jasno: „komunizm to władza Rad
plus elektryfikacja kraju”. Elektryfikację mamy już od dawna. Władza Rad
zapanowała w Kongresie od wczoraj. Korwin może sobie chcieć… Ale „móc” to już,
niestety - nie.
Radujmy się ludzie! OSIEM rządzi! Liczono do tych ośmiu
chyba z pół godziny, więc o pomyłce mowy być nie może.
Niech żyje władza Rad!
Armia, w której dowódcy pododdziałów decydują który
kawałek terenu najłatwiej złupić, jest niczym innym niż zbiorowiskiem band
łupieżców. D*** i łupy są jedynym celem prowadzonych przez takie bandy walk.
Walk – co oczywista - zwycięskich. Bo
innych przecież takie pododdziały prowadzić
nie będą.
Kruszą się mury brukselskiego Jerycha przed skromnymi
oddziałami „Feniksa”. Możliwe, że kilku zdoła się przebić. Wszyscy politycy w
kamasze! Nagle mamy samych najlepszych sierżantów. A tak niedawno jeszcze byli
sami szeregowcy i generałowie. Nie było sierżantów, nie było poruczników, nie
było pułkowników… Bo nie stać nas było na żołd. A żołdactwo przecież kosztuje. I
na żołd nie stać nas nadal. Ale… pojawiła się szansa na łupy.
Sierżanci nagle przejęli nad armią władzę. Decyduje
LICZBA. A liczby sierżantów nie przelicytuje nikt. Nasza armia będzie wygrywać!
Nasza armia będzie zdobywać!... Może i będzie…
Hola, hola!
Tylko czy będzie to jeszcze NASZA armia?
„NASZA” – to znaczy: CZYJA?!
Czy nie będzie to już tylko armia zdeterminowanych sierżantów?
A jak rzeczy by się miały, gdyby Kongres Nowej Prawicy
pozostał partią niekomunistyczną? Jak zachowaliby się ludzie normalni, nie opętani
powszechnymi w komunie standardami „walki o d*** i łupy” (o swoje apetyty, o
swoje instynkty)? Przecież normalni ludzie też powinni toczyć możliwie skuteczne
walki o zdobycie politycznego znaczenia. Nieprawdaż?
Szansa na wywalczenie jakiegoś dostępu do „budżetowego
koryta Brukseli” niewątpliwie jest. Dla normalnych ludzi oznacza to tyle, że
jest szansa nie na „pochłeptanie”,
ale na poważne zwiększenie naszych możliwości
zasilaniem ze strony wroga. Możemy zdobyć na wrogu spory kawałek logistycznego
zaplecza. Brakuje nam jednak sprawnych, profesjonalnych żołdaków. Bo, po
prostu, nie mamy na żołd. Cóż więc możemy zrobić? Możemy tych profesjonalnych
żołdaków wynagrodzić łupem. Ale celem tej bitwy nie może być łup dla
żołdaków. Więc nie żołdacy mają decydować o zachowaniach naszej armii. Bo
przecież przestałaby ona być naszą. Jeżeli wśród nas jest ktoś kto chciałby się
„zaciągnąć” do naszych legionów w roli najemnego żołdaka (właśnie dla żołdu
płaconego łupem) to musiałby – przynajmniej na czas wojny – wystąpić z ośrodka
politycznego dysponującego armią. Armia bowiem musi „pozostawać w dyspozycji”.
Żądze i interesy sierżantów i poruczników nie mogą wpływać na wyznaczanie celów
armii i wykorzystanie przyczółków. W tym celu należałoby UMOCNIĆ panowanie nad
armią, a więc ODEBRAĆ wszelką władzę polityczną sierżantom, porucznikom i
pułkownikom. Potraktować ich jak oddziały zaciężne; i wyznaczać im kolejne
przyczółki do zdobycia. Kto natomiast zechciałby pozostać w ośrodku politycznym
musiałby trzymać się z daleka od osobistego udziału w walkach, bo przecież
uczestnicy walk walczą nie O SPRAWĘ, ale O ŁUPY. SPRAWA natomiast na takim
rozwiązaniu powinna dużo zyskać, a niczego nie stracić. (Inaczej mówiąc: z
natury rzeczy interes polityczny dysponenta armii dalece odbiega od interesu żołnierzy
i dowódców oddziałów)
Intencja Prezesa wyrażona projektem „Uchwały Rady Głównej”
była bliska powyższemu modelowi. (Dla jasności dodam, że mimo jego ewidentnych
zalet entuzjazmem do niego raczej nie pałam; acz moje zdanie nie jest
tematem tej wypowiedzi) Wyraźnie wychodziła z założenia, że celem naszym
nie jest Bruksela, ale Warszawa. Jednak sposób przedstawienia tego projektu nie
tylko zapewnił mu śmierć, ale przy okazji zdetronizował p. Janusza pozbawiając
Go panowania nad Partią na rzecz rozradowanej swym sukcesem WIĘKSZOŚCI.
Porównuję te zjawiska do Komuny Paryskiej, bo to przecież
nie monarcha poległ; poległa MONARCHIA. Skończył się okres normalności, a
rozpoczął się okres panowania LICZBY. Na razie jest to liczba OSIEM. Jeżeli
zostanie ona obalona, to przez… liczbę DZIEWIĘĆ; lub większą. Co niczego nie
zmienia. Nadal panowała będzie nam radośnie LICZBA. I niech ktoś sobie przypadkiem
nie pomyśli, że panowanie p. Janusza zostanie przywrócone kiedy zmieni zdanie i
stanie po stronie LICZBY właściwej - zwycięskiej. Nadal będzie to – niestety –
świat komunizmu. Nadal będzie panowała Jej Wysokość Większość. Tam gdzie czynnikiem decydującym
stał się argument siły (liczba), tam na siłę argumentu miejsca już, niestety,
nie ma. Normalność w Kongresie Nowej Prawicy Diabli wzięli.
A gilotynę na Swoją głowę zbudował był sobie Prezes sam.
Przecież ani intencje tej „Uchwały”, ani tym bardziej jej treść nie leżą w
gestii Rady Głównej. Po co więc – zamiast omówienia wszystkiego z Członkami
Rady Głównej – zostały wprowadzone jako propozycja jakiejś „Uchwały”? Widać
tylko po to, żeby ustanowić władzę Rad. I to właśnie się udało.
No to i radość partyjnych komunistów mamy wielką. OSIEM
zwyciężyło!
Mniejszą natomiast mamy szansę na złupienie Brukseli.
Żeby tak chociaż nasi komuniści zechcieli tam pojechać i
już nie wrócić…
Może kiedyś powstanie Polska, która zdrajcom i zaprzańcom
możliwość powrotu zwyczajnie zamknie.
Na razie mamy problem nieco bardziej „dzisiejszy”: zniknęło
jedyne w polskiej polityce miejsce dla konserwatystów.
A szkoda.
P.S. Na liczne pytania o kulisy „politycznej kuchni” –
niestety – nie odpowiem.