wtorek, 8 stycznia 2013

W bagno idziemy, drodzy panowie, w bagno idziemy...



         Partia polityczna z natury rzeczy jest takim tworem, do którego ludzie przychodzą i odchodzą. Inny mechanizm w tym wielopartyjnym bajzlu obejmuje tylko ludzi stanowiących Grupę Trzymającą Władzę, ale to już temat na inną opowiastkę. Członkostwo w Kongresie Nowej Prawicy nabywa i traci rocznie kilkaset osób i niczego dziwnego w tym nie ma. Taka już natura tzw. demokracji (w partyjne szeregi ustawiają się przeważnie ludzie, którzy ulegają powszechnemu mniemaniu, że wszystkie partie mają tyko jeden cel: „do żłobu!”). Trafiają się jednak ludzie, którzy swoje „przystąpienie” czy też „wystąpienie” uważają za akt niezwykle poważny; uważają mianowicie swoją przynależność do struktur społecznych za stygmat Idei, którą wyznają i której chcą służyć. Jakkolwiek cały ten „system partyjny” to jedna wielka błazenada dla milionów frajerów-kibiców, to poważne traktowanie przez ludzi jakichś idei i poszukiwanie środowisk zorganizowanej współpracy w służbie tych idei zasługuje na poważne traktowanie.
Z początkiem ubiegłego roku szeregi KNP opuścił p. Radzisław Franczak uznając to za akt niezwykle ważny. Powody swego wystąpienia określił dopiero teraz i określił je jako ideowe: liberalizm Kongresu Nowej Prawicy jest ideą całkowicie Mu wrogą  [http://www.konserwatyzm.pl/artykul/8005/franczak-dlaczego-odszedlem-z-knp]. Znam kol. Radka jako konserwatystę i monarchistę. Widzę też panującą od paru miesięcy modę na opluwanie liberalizmu w publicystyce. Te krytyki liberalizmu są nawet autentycznymi perełkami politycznej publicystyki. Są jednak oparte na wielu nieporozumieniach. Możliwe, że p. Radek potraktował je jak oficjalną wykładnię konserwatywnej doktryny. Zupełnie bezzasadnie. Stwierdził On mianowicie, że liberalizm Kongresu Nowej Prawicy jest sprzeczny z nauczaniem Magisterium Kościoła Katolickiego, a w szczególności z nauką społeczną Kościoła. Sam też uważam się za konserwatystę i monarchistę, a moje wnioski są zupełnie inne. Miałbym tu więc do kol. Radka  kilka ważnych pytań.
         Deklarację Ideową i Program Polityczny KNP znam; dokumenty te są dostępne na internetowej witrynie KNP. Gdzie można znaleźć dla dokonania porównań treść „społecznej nauki Kościoła”? Publikacje i wykłady prof. Michała Wojciechowskiego, wybitnego teologa i wieloletniego Członka Unii Polityki Realnej wyraźnie i jednoznacznie wyrażają słuszność tego rozumienia pojęcia „liberalizm” jakie emanuje z Deklaracji Ideowej i Programu Politycznego KNP.
Dla skonkretyzowania problemu zapytałbym np.:
- Czy z nauczania Kościoła Katolickiego wynika, że władza państwowa może mnie zmuszać do kupowania polis ubezpieczeniowych?
- Czy z nauczania Kościoła Katolickiego wynika, że muszę się przed władzą państwową tłumaczyć ile i gdzie zarobiłem?
- Czy z nauczania Kościoła Katolickiego wynika, że nie wolno mi niczego od nikogo kupić bez odprowadzenia państwu haraczu?
- Czy z nauczania Kościoła Katolickiego wynika, że jedyną grupa społeczną, której życie jest bezwzględnie chronione są zbrodniarze?
- Czy z nauczania Kościoła Katolickiego wynika, że nauczanie i wychowanie moich dzieci leży w gestii władz państwowych?
- Czy może z nauczania Kościoła Katolickiego wynika, że Polska musi być elementem Unii Europejskiej?
- A może któryś z tych postulatów programowych jest sprzeczny z treścią konserwatywnej doktryny?
Panie Radku! Deklaracja Ideowa KNP to raptem kilka akapitów. W którym miejscu te parę akapitów jest niezgodne z Magisterium Kościoła Katolickiego? Absolutnie nie namawiam Pana do powrotu w szeregi KNP. Sam, jako konserwatysta, bardzo źle znoszę uczestnictwo w tym całym partyjniactwie. Bądźmy jednak sprawiedliwi: czy dla konserwatystów jest inna forma legalnego organizowania się do walki o władzę niż właśnie partia polityczna? A może Pan uważa, że konserwatyści rządzić państwem nie powinni? Może Pan uważa, że pierwszym obowiązkiem konserwatysty jest niepodejmowanie walki?
Pisze Pan w Swoim uzasadnieniu m. in.: „…w ugrupowaniu w ogóle, ale w strukturach młodzieżowych w szczególności, pełno jest indyferentnych religijnie libertarian i zwykłych moralnych lewaków…” I to jest prawda. Czyżby Pan uważał, że konserwatysta powinien przewodzić tylko tym, którzy są od niego jeszcze bardziej konserwatywni? Toż to oznaczać może tylko jedno: najwyższy musi być najgorszy! Rozumiem Pańskie zniesmaczenie bylejakością partyjnych środowisk, ale moje wnioski z tego spostrzeżenia są dokładnie odwrotne: tym ludziom potrzeba przywódców zdecydowanie lepiej ukształtowanych niż oni sami. Gdyby jeszcze Pan zrejterował, bo liczebna przewaga libertynów i anarchistów nie pozwalała Panu wyjść poza funkcję ostatniego z ostatnich... Pan się poddał mając dostępne w zasadzie wszystkie najwyższe funkcje! Czyżby Pan uznał, że bycie konserwatystą musi oznaczać Zakonnika Białej Flagi?
Doprawdy, trudno mi Pana zrozumieć. W każdym razie moje rozumienie konserwatywnej doktryny podpowiada mi konieczność dokonywania dokładnie odwrotnych wyborów. Namawiam też wszystkich „lepszych”, by zechcieli przestać ustępować „gorszym”. Bylejakość dzisiejszego świata wynika przecież z kapitulacji elit przed motłochem. Płynąc biernie z tym prądem epoki musimy się znaleźć w bagnie!

Panie Radku!
„Żywa ryba płynie pod prąd.
Żywa ryba walczy z progami…”!
Oczywiście rozumiem doskonale, że nie jest zwalczany tylko ten, kto się poddaje bez walki, ale na pewno ktoś taki nie może się uważać za Sługę Słusznej Sprawy. Mam nadzieję, że w szeregach KNP jeszcze się tacy znajdą. Poddać się gwałtom to ani sztuka, ani powód do chwały. Polsce i Polakom na pewno nie gwałt jest potrzebny, ale zorganizowana obrona przed gwałtem.
Im słabiej uformowani ludzie tworzą zorganizowane środowisko tym większy obowiązek przewodzenia spoczywa na konserwatystach. Czy za „lepszych” mogą uważać się ci, którzy z dumą wywieszają białą flagę?
Jesteśmy przecież na Westerplatte…  

Dlaczego pływamy w czerwonym bagnie.

Demokracja to bujda i błazenada. Jeżeli, jako konserwatysta, w tej błazenadzie uczestniczę to z dwóch powodów. Po pierwsze - jest to okazja do popularyzacji normalnego porządku ustrojowego. Po drugie - staram się wszystkim zainteresowanym wytłumaczyć, że będąc antysystemowcami nie jesteśmy antypaństwowi, ani antypolscy. Zmiana systemu jest największym dobrem jaki możemy sprezentować Polsce i Polakom. Zwalczać nas mogą - i na pewno zwalczać będą - w zasadzie tylko złodzieje, zdrajcy i agenci państw obcych. Pozostaje nam wierzyć, że kiedyś komuś się uda. Moja dewiza jest prosta: znać cel i szukać drogi. Zmiana systemu jest wspólnym interesem katolików, narodowców, konserwatystów, liberałów, monarchistów i wielu, wielu innych. Przeciwko sobie mamy tylko socjalistów, zdrajców i bezideowych złodziei. Jest to siła złego. Siła bardzo duża. Zła po ICH stronie nie ubywa, ale ubywa siły, więc nadzieje możemy mieć. Oby tylko po NASZEJ stronie sił powoli przybywało. Jeżeli okazja się nadarzy, nie powinna nas zastać nieprzygotowanych, bo to byłoby naszym błędem i grzechem zaniedbania.
Panu Krzysztofowi Pawlakowi składam podziękowania, że zechciał pofatygować się do Gdyni, by ten klip nagrać i wyemitować.

piątek, 4 stycznia 2013

Prosimy o łańcuch i kaganiec.



„JKM zachowuje się… kuriozalnie!” Skąd my to znamy? Nie ma miesiąca, by ktoś nie wytknął naszemu Prezesowi jakiegoś „niedopuszczalnego” zachowania. A to: „był tam, gdzie nie powinien”, a to: „ocenił coś, na czym się nie zna”, a to: „poruszył temat, którego poruszać nie należy”, a to znowu: „wysunął kolejną niedorzeczną propozycję”, itd., itd., itd… W zasadzie należałoby na te komentarze machnąć ręką. Można by było, gdyby nie fakt, że co chwilę przeradzają się one w jakieś kolejne próby okiełznania tegoż Prezesa. Pomysły padają tu różne, ale wszystkie one mają jeden wspólny mianownik: znaleźć w końcu jakiś sposób wywarcia presji na Prezesa. Członkowie KNP rozpaczliwie szukają jakiegoś sposobu, by narzucić Prezesowi granice tego  co „musi” i tego, czego Mu „nie wolno”; wyznaczyć Mu dopuszczalny i respektowany obszar politycznych i publicystycznych zachowań. A każdy nowy pomysł (na ustanowienie jakiegoś „nakazu” lub „zakazu”) jest poparty Wykazem Oczywistych Błędów, których Prezes właśnie się był dopuścił, a których dopuszczać się przecież absolutnie nie powinien.
Czasami wręcz wygląda na to, że głównym przedmiotem troski Członków KNP jest dylemat: „jak uchronić Korwina przed Nim samym?”
Można byłoby w zasadzie „na odczepkę” powiedzieć: pocoście tu przyszli? Załóżcie sobie partię, w której Prezesowi ustanowicie granice. Wybierzcie sobie Prezesa takiego, który zgodzi się te granie szanować i pokażcie, że ta właśnie droga doprowadzi Polskę do normalności. Przecież nie o to chodzi, by normalność w Polsce wprowadził akurat Kongres Nowej Prawicy. Chodzi o to, by normalność została wprowadzona. Jeżeli uważacie swoje pomysły za słuszne, to dlaczego, do Diabła, tego nie zrobicie?
Nie chodzi mi jednak o eskalację tego sporu, czy też o wsparcie jednej z jego stron, ale o wyjaśnienie nieporozumienia, jakie leży u jego podstaw. Kluczem do zrozumienia zjawiska jest właśnie to ostatnie pytanie: dlaczego nie zrobicie tego, co uważacie za słuszne i uzasadnione, tylko przychodzicie do partii, która jest kierowana przy pomocy samych błędów i wypaczeń?

Otóż Kongres Nowej Prawicy jest partią szczególną; inną niż wszystkie pozostałe. A różni się od wszystkich pozostałych właśnie tym czym różni się od wszystkich pozostałych polityków p. Janusz Korwin-Mikke. W tej szczególnej partii nie jest tak, że Prezes wyraża postawy i poglądy „wszystkich”, czy choćby „większości”. W tej partii jest raczej tak, że to „wszyscy”, a – daj Bóg – może chociaż „większość” wyrażają to co od dawien dawna wyrażał i nadal wyraża p. Janusz Korwin-Mikke. Natomiast p. Janusz Korwin-Mikke „od zawsze” powiadał: „Król jest nagi!”. Powiadał to, oczywiście, wbrew temu co zawsze widzieli i podziwiali wszyscy. Miał więc zawsze wszystkich przeciwko sobie; i w tej materii nic się raczej nie zmieniło.
Kiedy zaczęto deliberować nad ratowaniem socjalizmu od błędów i wypaczeń, p. Janusz wygłaszał „oczywistą herezję”: precz z socjalizmem! Kiedy zaczęto szukać „trzeciej drogi”, czy też jakiejś „społecznej gospodarki rynkowej” p. Janusz powiadał: kapitalizm – TAK, wypaczenia – NIE! Kiedy zaczęto skamleć o pełniejszą miskę w imię „sprawiedliwości społecznej” p. Janusz powiadał: jeżeli „sprawiedliwość społeczna” jest czymś innym niż „sprawiedliwość”, to jest NIESPRAWIEDLIWOŚCIĄ! Precz ze „sprawiedliwością społeczną!” Kiedy wobec rządzących można już było wyrażać postawę „Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji”, p. Janusz wyrażał już z wolna postawę „Płatni Zdrajcy Pachołki Brukseli”.  
Otóż kiedy Król jest nagi nic Mu nie pomogą wyważone krytyki poddające w wątpliwość dopasowanie koloru skarpetek do koloru krawata. Każda taka krytyka zostanie po prostu zlinczowana, bo’ć przecież „każdy widzi jak piękne są szaty Cesarza”; czyż nie?!.
Kiedy Król jest nagi jedno tylko zrobić można i zrobić należy. Można i należy wrzasnąć: Król jest nagi!!! No, bo – czyż nie?!
Czy może coś zmienić ostrożna krytyka w ramach Powszechnie Obowiązującego Standardu mówiącego, że „piękne są szaty Cesarza”?

Nasi zatroskani krytycy panaPrezesowych „wyskoków” z maniakalnym uporem chcieliby przyjąć Powszechnie Obowiązujące Standardy i „co trzeba” – podkreślić, „kiedy trzeba” – przemilczeć, „gdzie trzeba” – pościemniać… Ogólnie jednak uznając, że „szaty Cesarza są piękne”.
Że sami pchają się do więzienia z solidnymi murami i kratami Powszechnie Obowiązujących Standardów – to jeszcze mogę zrozumieć. Wielu jest ludzi, którym „wolność w granicach klatki” w zupełności wystarcza. Nie mogę tylko zrozumieć dlaczego chcą tam koniecznie zabrać ze sobą człowieka, który całym swoim życiem pokazał, że jeśli chodzi o te mury i kraty, to on jest POZA? Widać nie rozumieją, że domaganie się „wolności w granicach Powszechnie Obowiązujących Standardów” oznacza w istocie prośbę o nałożenie kajdan. Jacyś ONI powiedzą co nam wolno, a MY będziemy z tej „wolności” korzystać! Czyż to nie jest – tak między nami mówiąc – żądanie niewoli? Niewoli Powszechnie Obowiązujących Standardów?
Nie miejmy złudzeń. Jeżeli p. JKM nie przyjął „nakazów” i „zakazów” od setek ludzi tysiąckroć od nas silniejszych to nie przyjmie ich i od nas. Ba! Więcej powiem. Gdybyśmy spróbowali w imię Słusznej Sprawy jakąś presję na’Ń wywrzeć, to Słuszna Sprawa mogłaby z tego powodu tylko ucierpieć. Gdybyśmy chcieli Prezesa do czegoś słusznego przymusić – ten musiałby odmówić. Musiałby  odmówić, bo przecież wolny człowiek zrezygnowałby ze swojej wolności gdyby się był zgodził na zastosowaną wobec niego presję.
Pan Janusz jest człowiekiem wolnym, bo żadnych nakazów i zakazów płynących z Powszechnie Obowiązujących Standardów po prostu nie uznawał i nie uznaje. I właśnie dlatego jest tym kim jest, a właściwie nie jest tym kim nie jest: nie jest niczyją polityczną marionetką (jeśli nawet popełni błąd, to jest to JEGO błąd!; błąd, z którego wyprowadzić Go może tylko argument). Nie jest więźniem żadnych nawiedzonych PiSmaków, ani też żadnych standardów POlitycznej POprawności.
On z nami – na szczęście – do więzienia Powszechnie Obowiązujących Standardów nie pójdzie. Ale my z Nim w obszarze Wolności stanąć możemy. Wystarczy tylko na widok pajacującego golasa powiedzieć: „Król jest nagi!”.
Dla jednych to żaden problem. Dla innych jednak, jak widać, jest to aktem jakiegoś politycznego heroizmu.
A czy zna ktoś inną drogę do Wolności niż Prawda?

NIEDEMOKRACJA



Jeżeli władza najwyższa nie należy do „większości”, to wydaje nam się, że musimy podlegać nienaruszalnemu dyktatorowi. Między tymi skrajnościami są jednak przeróżne inne możliwości, których zupełnie nie dostrzegamy. A szkoda. Żeby tą przestrzeń w ogóle dostrzec proponuję chwilkę intelektualnej zabawy.
Pokuśmy się mianowicie na pewien myślowy eksperyment. Zastanówmy się: „co by to było, gdyby…”

Tworzymy oto, na zasadzie zupełnej dobrowolności, jakąś Osobliwą Społeczność opartą o rządy prawa, a prawo to mówi, że Członkiem tej Osobliwej Społeczności może być tylko ten, kto akceptuje Zasady Ustrojowe. Zasady Ustrojowe natomiast (pomijając ich szczegóły) mówią, że:
1-    władzę najwyższą dzierży Szef. On ustala strukturę Społeczności i mianuje Najwyższych Funkcjonariuszy wyznaczając im zakresy kompetencji i zadania do wykonania; nie może tylko jednego – nie może zmienić Zasad Ustrojowych.
2-   Szefa wyłania się w sposób następujący: każdy uczestnik Zgromadzenia Powszechnego tajnie zapisuje na kartce nazwisko innego uczestnika, któremu powierzyłby – gdyby mógł - funkcję Szefa. Wylosowany uczestnik odkrywa swoją kartkę i funkcja Szefa trafia do zapisanej tam osoby, która to może tę funkcję podjąć lub otworzyć własną kartkę i przekazać osobie tam zapisanej, która może uczynić to samo, etc, etc,….
3-   Szef pełni swą funkcję do następnego Zgromadzenia Powszechnego, które może zwołać w dowolnym terminie – nie później jednak niż….

Czy wybory były równe? Były!
Czy były powszechne? Były!
Czy były bezpośrednie? Były!
Czy były tajne? Były!
A jednak do głosu doszło coś, co w znanej nam demokracji zawsze pozostaje za drzwiami: Sumienie! Przecież każdy, kto zostanie Szefem będzie wiedział kto mu tę funkcję powierzył (a wszyscy pozostali będą wiedzieli do kogo mają kierować pretensje, że Szef jest nie najlepszy). I na pewno tym kimś nie będzie „większość”! Żadna „większość” sumienia nie ma. Tylko człowiek ma ręce i nogi, oczy i uszy,… ale też rozum i serce, zaś każda „większość” składa się tylko i wyłącznie z członków.
W rzuconym tu przykładzie przedstawiciele dowolnie zdefiniowanej większości będą mieli tą większość tam gdzie jest jej miejsce oczywiste i naturalne, czyli… gdzieś. A to już tworzyłoby mocno odmienną rzeczywistość ustrojową. Dobra to by ona jeszcze nie była, ale już nie taka całkiem głupia.
A – tak miedzy nami mówiąc – my ciągle chcemy rywalizować o względy Jej Wysokości „Większości”.
A na gilotynę z nią!

Być, albo nie być.



W Kongresie Nowej Prawicy stałym tematem jest „obecność”, albo też „nieobecność”, w różnego rodzaju wydarzeniach społecznych. Ten spór o „obecność” stał się nawet kiedyś zarzewiem poważnego konfliktu wewnętrznego w czasie licznych i gorących manifestacji społecznych przeciwko cenzurowaniu internetu (tzw. casus ACTA). Podobne spory dotyczyły ewentualnego uczestnictwa w przemarszach organizowanych przez nacjonalistów (i paru innych okazji). Racje stron tego wewnętrznego sporu wydają się być nadal niejasne, a problem bynajmniej nie jest błahy.
Cóż to więc znaczy, że w jakiejś „imprezie” uczestniczy Kongres Nowej Pawicy? Gdyby na ten przykład wszyscy uczestnicy „Balu u Bolka z okazji rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego” byli Członkami Kongresu Nowej Prawicy, to czy można byłoby stwierdzić, że w „Balu u Bolka” uczestniczył Kongres Nowej Prawicy? Otóż NIE! Było tam ileś pojedynczych, prywatnych osób.
O uznaniu naszego „uczestnictwa” w wydarzeniu formalnym decydują kryteria formalne: niezbędne jest formalne umocowanie ludzi reprezentujących tam KNP czyli decyzja Prezesa lub Uchwała stosownego gremium kolektywnego. „Nasi uczestnicy” są tam wówczas naszymi ambasadorami i ten, kto ich tam wysłał powinien im określić zadania i potem rozliczyć ich z efektów tego uczestnictwa.
O uznaniu zaś naszego „uczestnictwa” w wydarzeniu marketingowym decydują kryteria marketingowe: decyduje obecność tam naszych znaków i haseł. Jeżeli jacyś Członkowie KNP stoją sobie wśród wiecujących na jakimś mityngu Zbawców Ojczyzny, to po prostu są frajerami robiącymi frekwencję komuś, kto taki wiec sobie zorganizował. Absolutnie nie znaczy to, że „Kongres Nowe Prawicy uczestniczył w wiecu Zbawców Ojczyzny”. Można byłoby natomiast  uznać obecność na tym wiecu Kongresu Nowej Prawicy, gdyby powiewały tam nasze flagi i nasze transparenty, a wśród wykrzykiwanych haseł było choć kilka naszych -  nawet, gdyby nikt ze zgromadzonych do KNP nie należał. 
Jeżeli ktoś zaprasza do uczestnictwa w wydarzeniu marketingowym Członków KNP, ale „bez możliwości eksponowania naszych znaków i haseł” to po prostu szuka w KNP idiotów, którzy zgodzą się robić mu za frekwencję. Oczywiście są wydarzenia, w których uczestnictwo każdego z nas może być uznane za osobisty, moralny obowiązek. Bądźmy tam więc, ale nie upominajmy się o stwierdzenie, że „uczestniczył Kongres Nowej Prawicy”.
Tego typu przypadki pokazują naszą polityczną niedojrzałość.
Nasz błąd nie polega na tym, że źle oceniamy postawę jakichś PiSowców czy Narodowców. Nasz błąd polega na tym, że źle oceniamy postawę naszą! Organizujemy się w partię polityczną nie po to, żebyśmy byli zapraszanymi, a jacyś ONI – zapraszającymi. Organizujemy się po to, byśmy byli zapraszającymi, a wszelcy ONI – by byli przez nas zapraszanymi.
Naszą postawę powinien określać nasz cel. NASZ cel. Nie szukajmy więc odpowiedzi na pytanie „za kim pójść?”. Jeżeli wiemy dokąd zmierzamy, zapraszajmy wszystkich innych by zechcieli pójść ZA NAMI. Niech wszyscy inni się zastanawiają czy przyjść na NASZ wiec, a my im tylko wykażmy, że „mądre to i sprawiedliwe; słuszne i zbawienne…”
My nie mamy iść „ZA”. My mamy iść „PRZED”! My mamy dbać o to tylko, by prowadzić bliźnich WE WŁAŚCIWYM KIERUNKU!

Być, albo nie być(?)….
Być za kimś – na pewno NIE.
Być przed wszystkimi – na pewno TAK.
Nie szukajmy kogoś za kim moglibyśmy pójść, bo po prostu nikogo takiego nie ma. Na tej drodze, na drodze do Wolności i Sprawiedliwości jesteśmy pierwsi. Szukajmy wszystkich, którzy zechcą pójść za nami.
Przecież – tak między nami mówiąc – pójść „za kimś” to znaczy pójść w złym kierunku.
Nie idźmy „za ludem”, kiedy lud idzie „do Diabła”. Zapraszajmy wszystkich ludzi, by szli za nami.