Mail z „tajną decyzją Prezesa”
oczywiście otrzymałem. Jedyne co zrobiłem to odesłałem swoje
zdanie na ten temat. Uważam, że niczego więcej zrobić nie można
było. Pytanie: „dlaczego postąpiono właśnie w taki sposób?”
pozostaje i dla mnie niezgłębiona tajemnicą. Nie będę więc
próbował na nie odpowiadać. Odniosę się tylko pokrótce do
meritum.
Jednym
z pomysłów jest pomysł powołania jakiejś Partii Kierowców.
Podobno przemawia za tym fakt, że kierowcy są niezadowoleni. Że
kierowcy są niezadowoleni to akurat święta prawda, tylko czy ta
prawda coś uzasadnia?
Moim
zdaniem łysi też są niezadowoleni. Sam wielu takich znam. Być
może nawet w Polsce jest więcej niezadowolonych łysych niż
niezadowolonych kierowców. Dlaczego więc nie powołać Partii
Łysych? Coś takiego jak Partia Pijaków Piwa odniosło przecież
niedawno spory polityczny sukces. Ba! Znam bardzo wiele
niezadowolonych kobiet; a kobiet niezadowolonych to już z całą
pewnością jest więcej niż niezadowolonych kierowców. Powinniśmy
więc natychmiast powołać Partię Kobiet (kto wie: może nawet Anna
Grodzka dokonałaby politycznej wolty i zasiliła szeregi tej partii
swoją wielką urodą i ogromnym politycznym doświadczeniem). Wokół
mojego domu sami chłopi... Ci to dopiero są niezadowoleni!
Natychmiast powinniśmy powołać jakieś Polskie Stronnictwo
Ludowe... I tu trafiamy na pewien problem. Otóż nie tak dawno
Prezes KNP tłumaczył dziennikarzom zgromadzonym pod gdańską
Fontanną Neptuna, że Polskie Stronnictwo Ludowe powinno zostać
wyrejestrowane, bo jest de facto
związkiem zawodowym, a nie partią polityczną, jako że „bycie
rolnikiem” nie jest wyznacznikiem żadnej doktryny, ideologii czy
programu politycznego. Może być co najwyżej jakimś lobby,
co by oznaczało, że organizacja reprezentująca partykularny
interes takiego lobby
jest raczej gangiem politycznym, a nie partią polityczną. Ciekawe,
czy wygłoszone wówczas zdanie Prezesa KNP byłoby takie samo, gdyby
w koalicji z Platformą Obywatelską rządy w Polsce sprawowała
Partia Kierowców Polskich?
Drugim
z pomysłów jest pomysł powołania jakiejś partii
narodowo-liberalnej. Ta sprawa wygląda już trochę lepiej.
„Narodowość” to wprawdzie nie żaden program, ani doktryna
polityczna, ale przynajmniej „liberalizm” jest jakąś ideologią.
Dorzućmy więc może do ruchu narodowego jakiś „programowy
identyfikator”... Załóżmy tedy – z nieco przesadną
życzliwością – że „narodowcy” to ci, których do działania
motywuje „umiłowanie polskiego Narodu”. Wiem, wiem... Cóż to
za politycy, których motywacją są emocje... Cóż jednak począć,
skoro do polityki wchodzą często ludzie z porywów serca. Chcą
dobrze, ale projekty przedkładają na ogół bezrozumne. Ratunku
przed nędzą upatrują w zwiększeniu socjalizmu. Masa takich ludzi
jest wykorzystywana przez politycznych cwaniaczków, którzy potem (a
oczywiście i teraz!) na tym żerują. Może wystawić tym naiwnym
ofertę przynależności do partii, która mówi: „z miłości do
Narodu – zlikwidować wszystkie wrzody socjalizmu”. Może rzucić
taką szalupę ratunkową dla tych (nielicznych), którzy wpadają w
wir polityki z motywacji emocjonalnych, ale zachowują jakąś
zdolność do myślenia. Może?...
Tylko
czy aby Kongres Nowej Prawicy nie jest właśnie taką szalupą?
Jeżeli nie dla nas działamy, to działamy dla Polski i dla Polaków
(bo chyba nie dla Papuasów czy Aborygenów). Przecież nie jesteśmy
kolejnym gangiem, który stara się tylko o dostęp do żłobu.
Jeżeli chcemy uczynić z Polski normalny kraj, w którym Polakom
będzie się żyło przynajmniej nie gorzej niż u konkurentów, to
chyba jesteśmy tą partią narodowo-liberalną, czy też
narodowo-katolicką, abo też konserwatywno-narodową... Czyż nie?
A jeżeli tak, to po co nam inicjatywa zmierzająca do rozbicia tak
małego elektoratu rozsądku i odpowiedzialności? Po co? Czy
rywalizacja kilku partyj o pięcioprocentowy elektorat może nas
zbliżyć do upragnionego celu?
JKM
oznajmił był, że zmierza do rozbicia ruchu narodowego. Moim
zdaniem tego wcale nie trzeba oznajmiać. Coś takiego jak ruch
narodowy jest rozbite z natury; zawiera całą różnorodność
charakteryzującą polskie społeczeństwo. Są tam i cwaniacy i
frajerzy, i komuniści i anarchiści, i katolicy i bezbożnicy, i
feministki i nudystki, są i brydżyści i szachiści, alkoholicy i
zakonnicy.... i chudzi i grubi, i zdrowi i chorzy, i starzy i
młodzi.... Czy jest to razem jakiś PROGRAM POLITYCZNY? Tego
rozbijać nie ma po co, bo tego po prostu nijak nie da się „zbić”.
Językiem
publicystyki powiedziałbym tak: nie rywalizujmy z aparatem władzy
kto lepiej „zrobi w balona” miliony politycznych frajerów, bo to
tak, jakbyśmy się koniecznie chcieli kopać z koniem. Szukajmy
tych, którym rola politycznych frajerów przestała odpowiadać.
Dążmy też nie do interesu naszego, ale do interesu polskiego
Narodu i polskiego Państwa, więc nie organizujmy kolejnych „partyj”
środowiskowych, bo to przecież nic innego niż polityczne gangi,
których działalność powinna spocząć w grobie historii
politycznej XX wieku.
Oczywiście
ja tu nie wyjaśniam stanowiska KNP. Raczej oznajmiam partyjnym
kolegom moje zdanie odrębne. Nie jesteśmy jednomyślni i nie
próbujmy jakiejś „jednomyślności” osiągnąć. Szanujmy to,
że się różnimy. Starajmy się tylko znać różnice, jakie między
nami występują. I współpracujmy mimo tych różnic; bo'ć praca
polityczna to przecież WSPÓŁ-praca. W każdym razie ja nie
zamierzam udawać, że MY
zawsze myślimy jednakowo. Tym bardziej nie uważam, że to ja akurat
mam rację. Przedstawiłem tylko moje zdanie. Być może jest ono
błędne. Niech więc ktoś wyjaśni gdzie tkwi błąd.
I
róbmy swoje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz