czwartek, 21 listopada 2013

Czasem kariera rozum odbiera.



Motto:
„Hej, prorocy gniewni z dawnych lat! Obrastacie w tłuszcz.
Już was w swoje szpony dopadła szmal. Zdrada płynie z ust.
Żegnam was. Już wiem:
Nie załatwię wszystkich innych spraw…”    -   Perfect


„Aż zobaczyli ilu ich. Poczuli i siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast.
Zwalali pomniki i rwali bruk:
Ten z nami, ten przeciw nam! Kto sam, ten nasz najgorszy wróg!

A Śpiewak właśnie był sam…”    -   Jacek Kaczmarski


„Komuna Paryska” podbiła właśnie Kongres Nowej Prawicy. Unia Polityki Realnej broniła się prawie dwadzieścia lat. W Kongresie wystarczyły lata trzy.
W normalnym świecie panuje człowiek. A przekonać go może tylko argument. W komunie panuje liczba. I oto liczba zaczęła panować w Kongresie Nowej Prawicy. Oto radość zapanowała ogromna, że OSIEM jest większe niż SIEDEM. Tym samym władza p. Janusza Korwin-Mikkego przeszła do historii. Zepchnięty został do kategorii SIEDEM. Może być wdzięczną pacynką na wyznaczonym Mu kawałeczku sceny. Może sobie trochę popajacować. Może się nawet wdzięcznie mizdrzyć w monarszych gestach, czy stroić monarsze miny… „Ludzie to lubią, ludzie to kupią…”
„Mane, tekel, fares”. OSIEM! OSIEM! OSIEM wygrywa! SIEDEM przegrywa! Raduj się ludu! Ty tu rządzisz!

Towarzysz Lenin powiedział jasno: „komunizm to władza Rad plus elektryfikacja kraju”. Elektryfikację mamy już od dawna. Władza Rad zapanowała w Kongresie od wczoraj. Korwin może sobie chcieć… Ale „móc” to już, niestety - nie.
Radujmy się ludzie! OSIEM rządzi! Liczono do tych ośmiu chyba z pół godziny, więc o pomyłce mowy być nie może.
Niech żyje władza Rad!

Armia, w której dowódcy pododdziałów decydują który kawałek terenu najłatwiej złupić, jest niczym innym niż zbiorowiskiem band łupieżców. D*** i łupy są jedynym celem prowadzonych przez takie bandy walk. Walk – co oczywista -  zwycięskich. Bo innych przecież takie pododdziały  prowadzić nie będą.

Kruszą się mury brukselskiego Jerycha przed skromnymi oddziałami „Feniksa”. Możliwe, że kilku zdoła się przebić. Wszyscy politycy w kamasze! Nagle mamy samych najlepszych sierżantów. A tak niedawno jeszcze byli sami szeregowcy i generałowie. Nie było sierżantów, nie było poruczników, nie było pułkowników… Bo nie stać nas było na żołd. A żołdactwo przecież kosztuje. I na żołd nie stać nas nadal. Ale… pojawiła się szansa na łupy.

Sierżanci nagle przejęli nad armią władzę. Decyduje LICZBA. A liczby sierżantów nie przelicytuje nikt. Nasza armia będzie wygrywać! Nasza armia będzie zdobywać!... Może i będzie…

Hola, hola!
Tylko czy będzie to jeszcze NASZA armia?
„NASZA” – to znaczy: CZYJA?!

Czy nie będzie to już tylko armia zdeterminowanych sierżantów?



A jak rzeczy by się miały, gdyby Kongres Nowej Prawicy pozostał partią niekomunistyczną? Jak zachowaliby się ludzie normalni, nie opętani powszechnymi w komunie standardami „walki o d*** i łupy” (o swoje apetyty, o swoje instynkty)? Przecież normalni ludzie też powinni toczyć możliwie skuteczne walki o zdobycie politycznego znaczenia. Nieprawdaż?

Szansa na wywalczenie jakiegoś dostępu do „budżetowego koryta Brukseli” niewątpliwie jest. Dla normalnych ludzi oznacza to tyle, że jest szansa nie na „pochłeptanie”, ale na poważne zwiększenie naszych  możliwości zasilaniem ze strony wroga. Możemy zdobyć na wrogu spory kawałek logistycznego zaplecza. Brakuje nam jednak sprawnych, profesjonalnych żołdaków. Bo, po prostu, nie mamy na żołd. Cóż więc możemy zrobić? Możemy tych profesjonalnych żołdaków wynagrodzić łupem. Ale celem tej bitwy nie może być łup dla żołdaków. Więc nie żołdacy mają decydować o zachowaniach naszej armii. Bo przecież przestałaby ona być naszą. Jeżeli wśród nas jest ktoś kto chciałby się „zaciągnąć” do naszych legionów w roli najemnego żołdaka (właśnie dla żołdu płaconego łupem) to musiałby – przynajmniej na czas wojny – wystąpić z ośrodka politycznego dysponującego armią. Armia bowiem musi „pozostawać w dyspozycji”. Żądze i interesy sierżantów i poruczników nie mogą wpływać na wyznaczanie celów armii i wykorzystanie przyczółków. W tym celu należałoby UMOCNIĆ panowanie nad armią, a więc ODEBRAĆ wszelką władzę polityczną sierżantom, porucznikom i pułkownikom. Potraktować ich jak oddziały zaciężne; i wyznaczać im kolejne przyczółki do zdobycia. Kto natomiast zechciałby pozostać w ośrodku politycznym musiałby trzymać się z daleka od osobistego udziału w walkach, bo przecież uczestnicy walk walczą nie O SPRAWĘ, ale O ŁUPY. SPRAWA natomiast na takim rozwiązaniu powinna dużo zyskać, a niczego nie stracić. (Inaczej mówiąc: z natury rzeczy interes polityczny dysponenta armii dalece odbiega od interesu żołnierzy i dowódców oddziałów)


Intencja Prezesa wyrażona projektem „Uchwały Rady Głównej” była bliska powyższemu modelowi. (Dla jasności dodam, że mimo jego ewidentnych zalet entuzjazmem do niego raczej nie pałam; acz moje zdanie nie jest tematem tej wypowiedzi) Wyraźnie wychodziła z założenia, że celem naszym nie jest Bruksela, ale Warszawa. Jednak sposób przedstawienia tego projektu nie tylko zapewnił mu śmierć, ale przy okazji zdetronizował p. Janusza pozbawiając Go panowania nad Partią na rzecz rozradowanej swym sukcesem WIĘKSZOŚCI.

Porównuję te zjawiska do Komuny Paryskiej, bo to przecież nie monarcha poległ; poległa MONARCHIA. Skończył się okres normalności, a rozpoczął się okres panowania LICZBY. Na razie jest to liczba OSIEM. Jeżeli zostanie ona obalona, to przez… liczbę DZIEWIĘĆ; lub większą. Co niczego nie zmienia. Nadal panowała będzie nam radośnie LICZBA. I niech ktoś sobie przypadkiem nie pomyśli, że panowanie p. Janusza zostanie przywrócone kiedy zmieni zdanie i stanie po stronie LICZBY właściwej - zwycięskiej. Nadal będzie to – niestety – świat komunizmu. Nadal będzie panowała Jej Wysokość Większość. Tam gdzie czynnikiem decydującym stał się argument siły (liczba), tam na siłę argumentu miejsca już, niestety, nie ma. Normalność w Kongresie Nowej Prawicy Diabli wzięli.

A gilotynę na Swoją głowę zbudował był sobie Prezes sam. Przecież ani intencje tej „Uchwały”, ani tym bardziej jej treść nie leżą w gestii Rady Głównej. Po co więc – zamiast omówienia wszystkiego z Członkami Rady Głównej – zostały wprowadzone jako propozycja jakiejś „Uchwały”? Widać tylko po to, żeby ustanowić władzę Rad. I to właśnie się udało.
No to i radość partyjnych komunistów mamy wielką. OSIEM zwyciężyło!

Mniejszą natomiast mamy szansę na złupienie Brukseli.
Żeby tak chociaż nasi komuniści zechcieli tam pojechać i już nie wrócić…

Może kiedyś powstanie Polska, która zdrajcom i zaprzańcom możliwość powrotu zwyczajnie zamknie.

Na razie mamy problem nieco bardziej „dzisiejszy”: zniknęło jedyne w polskiej polityce miejsce dla konserwatystów.
A szkoda.

P.S. Na liczne pytania o kulisy „politycznej kuchni” – niestety – nie odpowiem.