poniedziałek, 28 października 2013

Poszły konie po betonie.



Cztery godziny stracone na wydawanie mandatów na Konwent zapewne wielu ludzi zdziwiło. Tajemnicę ujawnił p. Marcin Cokot ogłaszając jasno cel, z którym na Konwent przyjechało całkiem liczne grono osób: skruszyć partyjny beton!
Spory prezent otrzymał p. Marcin z rąk samego Prezesa, który zafundował Mu możliwie dobrą ku temu pozycję. Zgłosił mianowicie p. Prezes kandydaturę p. Marcina do Straży. Wprawdzie chwilę wcześniej p. Prezes stwierdził, że działania Straży nie budzą najmniejszych zastrzeżeń, ale skoro p. Marcin aż tak poważnego podjął się zadania, to z pozycji szeregowego Członka Partii nie byłoby Mu łatwo to zadanie wykonać. Starał się o miejsce w Radzie Głównej, ale okazało się, że cztery godziny rejestracji uczestników nie wystarczyło na wprowadzenie wystarczająco dużej liczby rąk do podnoszenia. Zrobił Mu więc Prezes prezent i wywiercił otwór w głąb partyjnego betonu, żeby – jak ten górniczy dynamit – łatwiej mógł ten partyjny beton rozsadzić w drobny pył.

Przez dwadzieścia lat istnienia Unii Polityki Realnej powtarzałem po wielokroć, że walka z tą partią atakami z zewnątrz jest niemożliwa; każdy, kto chce ją zniszczyć musi zacząć ją niszczyć od wewnątrz. Przygotowali się do tego ładne parę lat. No i w końcu im się udało. Rozwalili ten partyjny beton. Pozbierał on się jednak z rozsypanych ziarenek, związał ponownie w niezły monolit i… całe kruszenie rozpoczynać trzeba od nowa. A kruszyciele UPRu zostali w małej kupce śmierdzącego… kisielu.

Szanse p. Marcina są dziś dość spore, bo przecież p. Marcin nie jest w swych staraniach osamotniony. Dostęp do jakichkolwiek możliwości starł Mu się wywalczyć p. Patryk Wącławski. Tyle tylko, że  p. Patryk nie odważył się tak prosto i jasno powiedzieć o co Mu w istocie chodzi (mógłby się więc wykręcać: „…niczego takiego nie mówiłem…”). Dobrze więc, że Prezes postanowił ułatwić misję właśnie p. Marcinowi. Ten, oprócz woli walki, ma jeszcze odwagę powiedzieć o co tę walkę toczy.

Najwyraźniej chodzi o to, że istnienie betonu partyjnego jest możliwe i wskazane tylko w partiach lewicowych. Partia prawicowa musi się składać tylko z kisielu i galarety. A tu w Kongresie jakiś beton… A kysz! I – zwracam uwagę – nie chodziło p. Marcinowi o zniszczenie betonu tylko w tej, konkretnej partii, ale w każdej partii stawiającej sobie za cel „wolność, własność i sprawiedliwość”. Gdyby Mu cel i program odpowiadał, a tylko beton przeszkadzał, to poszedłby do UPRu. Nie odpowiada Mu każda prawica, która ma w sobie beton. Prawica – każda prawica – ma być po prostu ***niana. I to się nawet trzyma kupy. Prawica może sobie i „być”, ale zagrożenia stwarzać nie może, a wzbudzać może u ludzi co najwyżej obrzydzenie. Ludzie muszą czuć z daleka, że prawica jest „be”. I taki stan byłby spełniony, gdyby nie ten cholerny beton w KNP.


Będąc tym betonem już mięknę i kruszeję na samą myśl co to się teraz będzie działo, kiedy p. Marcin przystąpi do kruszenia.
„Będzie,
będzie zabawa,
Będzie się działo…”
Padniemy jak te wieże WTC.
Przecież oprócz p. Marcina i p. Patryka tym młotem i trotylem na partyjny beton jest jeszcze co najmniej 26 osób.
W Unii Polityki Realnej te wszystkie kostki trotylu, które starały się partyjny beton skruszyć bardzo długo udawały wręcz betoniarkę. Czyżby i tym razem te 26 osób postanowiło tą betoniarkę udawać? Wszystko możliwe, skoro skrywają się za zakrytymi kartkami wyborczymi. Widocznie ich wiara w słuszność ich sprawy nie jest wiarą wysokich lotów, jeśli nie mają odwagi stanąć z otwartą przyłbicą i powiedzieć kim są i o co im chodzi.
Siedzę przed klawiaturą i ręce mi się trzęsą.
Poszły konie po betonie.
Będzie się działo.
Do dziś jeszcze mnie nie skruszyli, ale jutro?...

Nieskruszony (wciąż jeszcze) – Michał Marusik
A od Konwentu minęły już całe dwa dni.
Do roboty, Panowie! Do roboty!

5 komentarzy:

  1. Szanowny Panie Michale!
    Z partiami tego typu jak UPR, czy obecnie KNP jest ten problem, że przyciąga ona ludzi różnych. Zarówno ludzi szczerze oddanych idei, jak i nie zawsze mądrych „rewolucjonistów”, różnych takich „nawiedzonych”, małych kombinatorów, i takich, którym imponuje zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska we władzach partii, nawet jeśli nie przynosi to żadnych profitów, a nawet wręcz przeciwnie ewidentne straty. No i jak zawsze w każdej partii znajdować się w niej muszą poza tym służbowe „wtyki”, które też mają zapewne przydzielone konkretne zadania. Osoby młode i zdolne chcące zrobić szybką karierę polityczną, do tego typu partii się nie zapiszą. Każdy średnio rozgarnięty młody człowiek po niedługiej bytności w takiej partii wkrótce zorientuje się, że partia, której nie ma w mediach, która liczy nie dużo członków, a jeszcze mniej aktywnych, nie ma szans na sukces i szkoda czasu i młodych lat, aby się o tym po raz kolejny co kilka lat w trakcie wyborów przekonywać.
    Więc zostaje w takiej partii to co jest, czyli starzejący się z każdą kampanią wyborczą „beton”, do którego dochodzą „wzbierające” powoli „menty-fermenty”, które mogą z czasem przejąć nawet władzę, jak to się stało z UPR-em. Naczelnym hasłem tych „fermentów”w UPR było: „Wywalić Korwina i poszybujemy...”. Wywalili, i poszybowali …w dół na jakieś 0,1% w porywach. Nie ma więc czego żałować. Został nawet nie „kisiel”, ale raczej jakaś mało wonna breja. Na poprzednim konwencie KNP w Łodzi „fermenty” wezbrały szybciej i bieżącym wówczas hasłem było wywalić „Leśnych Dziadków” i poszybujemy. Na szczęście się to nie udało i nie „poszybowali” jak UPR, a KNP nawet zaczęła zyskiwać i ostatnie sondaże podają około 5% poparcia. Nie twierdzę, że partia zawdzięcza te wyniki „betonowi” i „Leśnym Dziadkom”. Wręcz przeciwnie, Jest to efekt niespożytych sił prezesa Korwin-Mikkego i pracy wielu „młodych” ludzi zaangażowanych w rozwój partyjnych szeregów. Ale też jest to wynik widzianej z zewnątrz jednolitości partii. Nieszczęściem jest demokracja, której nawet w partii typu KNP musimy przestrzegać, oraz możliwość szybkiego zorganizowania się jakiejś części członków partii pod przywództwem „rewolucjonisty”, który z sobie tylko wiadomych pobudek, chce partię „przebudować” według swojego widzi mi się. Zamiast przyczyniać się do wzrostu jednolitości, chce partię rozsadzić, nie bacząc na ewentualny tego efekt. Oczywiście do władz partii należy dopuszczać, „świeżą krew”, ale nie może się to odbywać w sposób dywersyjny i tylko dla tego, że ktoś sobie „zmontował” poparcie. Miejmy nadzieję, że niektórzy „rewolucjoniści” przemyślą sobie wszystko na spokojnie i dojdą do wniosku, że lepiej jest w zgodzie budować, korzystając z doświadczeń „betonu”, który przeżył kilka kampanii (będąc kiedyś młodszym o 20 lat) niż w niezgodzie kolejny raz rujnować niczego w końcu nie osiągając.
    Żurek Janusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Januszu!
    (Odpowiadam w dwóch częściach, bo wielkość komentarza jest ograniczona)
    Miło mi czytać Pańskie słowa, bo zgadzam się z nimi całkowicie. Nie atakuję bynajmniej swoim tekstem p. Marcina Cokota. Sądzę nawet, że przystąpił On do tej właśnie Partii, dlatego, że reprezentuje Ona konserwatywno-liberalny beton. Osoba p. Marcina i Jego wystąpienie na Konwencie to tylko preteksty do ukazania niebezpiecznego zjawiska „rozmiękczania” prawicy. Ktoś w Polsce dba o to, by wszystkie partie prawicowe nie wykraczały poza standardy „prawicowości” wyznaczane przez PO i PiS (dokładnie mówiąc: standardy, w których trzymają się te dwie „prawicowe” partie). Każda partia, która zgodzi się na przyjęcie takich standardów zostanie dopuszczona do „koryta”. Chodzi o to, że do koryta nie można dopuścić wrogów koryta, bo mogą im to koryto zlikwidować. Chcą więc nas namówić, żebyśmy zgodzili się na formułę „prawicy rozsądnej” za cenę paru stołków. Obawiam się, że w KNP mogą się znaleźć zwolennicy takiej – pożal się Boże – „strategii”. Ta „strategia” wygląda następująco:
    Odpowiedzialność za Polskę to odpowiedzialność za budżet. Odpowiedzialność za budżet to odpowiedzialność za wpływy, wpływy i wpływy…. Bo przecież niczego Polsce nie brak bardziej niż właśnie tych wpływów. Jeżeli Kongres Nowej Prawicy uzna konieczność zwiększania wpływów do budżetu, to i dla nas miejsce przy korycie się znajdzie.

    Sądzę, że na Konwencie mieliśmy problem z walką klik. Ktoś zaczął montować jakieś grupy i grupki, które miały być narzędziem wstawiania reprezentantów tych klik do wszelkich możliwych Władz. Po co? Niestety, nie wiadomo. I tu właśnie tkwi zagrożenie. Kto ma uczciwe cele nie musi się uciekać do nieuczciwych metod. Nie musi więc organizować sobie liczby rąk do podnoszenia na Konwencie. Skoro jednak pojawili się ludzie, którzy mieli swoje „liczby rąk do podnoszenia na Konwencie” i koniecznie chcieli się tymi liczbami posłużyć, to ten Konwent mógł się okazać ostatnim. Nie wiem, czy pan Marcin miał jakąś własną klikę. Raczej sądzę, że został do jakiejś kliki wmontowany. W końcu to p. Patryk Wącławski na głowie stawał, żeby metodą walki na liczebność klik ukonstytuować Straż. Prawdopodobnie klika, w której wielkie nadzieje pokładał nie osiągnęła wystarczająco wiele w walce (na liczebność) o Radę Główną. Straż składająca się z reprezentantów klik byłaby dokładnym powtórzeniem katastrofy UPRu. Sądzę, że p. Marcin dokładnie wiedział o tym montowaniu klik i wystąpił z tym hasłem „rozwalania betonu”, żeby pozyskać głosy którejś z tych klik w walce o miejsce w Radzie Głównej. Najwyraźniej jednak tej klice chodziło o wstawienie kogoś innego, skoro p. Marcina nie poparli. „Demagogia wyborcza” zastosowana przez p. Marcina może nawet jakieś pożytki jakiejś klice przyniosła; Jemu natomiast – nie (np. p. Marcin mógł wiedzieć jakie sobie pewna klika cele stawia i chciał się jej przypodobać). Skoro już On uczynił ze Swojej osoby widoczny sztandar tej kliki, to Jego osobą p. Prezes posłużył się w Swojej, pod adresem tej kliki, ofercie politycznej. Nie wiem, czy ta klika uważa, że ma swojego wiernego przedstawiciela w Straży. Nie wiem też, czy p. Marcin uważa się za wiernego reprezentanta jakiejś kilki w strukturze Straży. Wiem jednak, że Straż nie powinna reprezentować interesu innego niż interes całej Partii. Mam nadzieję, że taką rolę Straży udało się uratować. Mam też nadzieję, że większość uczestników Konwentu jest zadowolona z Jego wyników

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Januszu!
    Wiemy przecież, że liczebność zmontowanej sitwy nie ma żadnego związku ze słusznością. „Głosy należy ważyć, a nie liczyć” A jednak przed Konwentem zapanowało jakieś szaleństwo licytacji na liczebność. Czy ludzie nie widzą, że z prawicowością nie ma to niczego wspólnego? Przecież normalność polega na tym, że jeden argument słuszny pokonuje każdą (KAŻDĄ!) Ilość argumentów błędnych. A jednak ludzie koniecznie chcieli walczyć na liczebność klik a nie na argumenty właśnie. Czy aby nie świadczy to o tym, że do Władz chcieli się przebić ludzie, którzy wiedzą, że racji nie mają? Przecież gdyby wiedzieli, że racja jest po ich stronie to nie potrzebowaliby mieć po swojej stronie niczego więcej.
    ŻADEN z Członków Sądu czy Straży nie może reprezentować ŻADNEJ partyjnej kliki. Te instytucje przecież zapewniają integralność Partii. Żaden więc uczestnik wewnątrzpartyjnej koterii nie powinien być Członkiem Sądu ani Straży. A jaką mielibyśmy sytuację, gdyby wybory do Straży miały taki charakter jak wybory do Rady Głównej? Już nie bylibyśmy partią, ale ringiem walki klik.
    To, co napisałem nie jest więc jakąś moją wojną z p. Marcinem. Incydent, jakiego p. Marcin był uczestnikiem pozwala zwrócić uwagę na niebezpieczne zjawiska, jakie w Partii zachodzą.
    Odezwał się akurat Pan, więc odpowiedź adresuję do Pana, choć przecież obaj wiemy, że niczego nie musimy sobie wyjaśniać. Nasza dyskusja niech posłuży za wyjaśnienie dla tych, którzy wyjaśnień potrzebują.
    Kłaniam się serdecznie.
    Michał Marusik

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Michale,
    Uważam, że przecenia Pan rolę kol. Marcina Cokota. Jest to po prostu sfrustrowany młodzieniec, który przypomina mi swoją działalnością jednego z wodzów rewolucji francuskiej, mianowicie – Robespierre’a. On po prostu sądzi że swoimi buńczucznym nastawieniem sprawi, że zapanuje jakaś naprawa rzeczywistości, którą sam widzi "zero-jedynkowo" i pociągnie za sobą tłumy ludzi o podobnym charakterze. Na szczęście większość z nas zrozumiała prosty fakt – jego dzikie pomysły rodem z UPR-u nie prowadzą do żadnych pozytywnych zmian.
    Jego żywiołowe wystąpienie miało na celu zwrócenie na siebie uwagi obradujących co wyszło mu z mizernym skutkiem gdyż konwent zagłosował przeciwko jego kandydaturze do Rady Głównej.
    Doceniam zabieg prezesa Korwin-Mikkego, który swoim sprytnym manewrem sparaliżował frakcję „czyścicieli straży”. Jednak niestety uważam też, że obecność takiego młodzieńca w tak ważnym organie – nie wróży niczego dobrego (chyba, że rzeczywiście reszta składu, w tym Pan wyleczy go z tej chorobliwej nieufności do starszyzny)
    Rewolucyjny żywioł będzie istniał zawsze, w każdej instytucji politycznej – niezależnie od tego czy będzie to partia prawicowa czy lewicowa – tak było, jest i będzie. Dlatego uważam, że ten żywioł należy poskromić i ukierunkować na działanie pożyteczne, a nie destrukcyjne. Tutaj mój apel do starszyzny , która ma przewagę nad młodzieżą w jednej istotnej kwestii – jest bardziej doświadczona i wie dokładnie do czego takie nastawienie może prowadzić. Prosiłbym aby tacy ludzie jak Pan doprowadzili do wstawienia pociągu o nazwie „młodzież” na tory prowadzące do przystanku „odpowiedzialność”.

    Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – a nuż kol. Cokot po bliższym zapoznaniu się z członkami Straży, zmieni swoje podejście i będzie budował razem z nami zwarty i silny monolit partyjny, który śmiało wystartuje w kolejnych wyborach i osiągnie upragniony sukces.

    Pozdrawiam,
    MB

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Michale!
    Serdeczne dzięki za spostrzeżenia i uwagi. „Żywiołowość” w polityce jest wyśmienitą motywacją. Baczyć tylko musimy, by nie wyrażała się ona w bezmyślnej destrukcji. Pana Marcina nie znam, ale mam nadzieję, że żadne złe intencje Mu nie przyświecają. Mam nadzieję, że tak, jak każdy młody człowiek chciałby dużo i szybko zmienić na lepsze. (Też byłem kiedyś młody) Jeżeli natomiast istnieje coś takiego jak „frakcja czyścicieli Straży”, to zdecydowanie jest to guz nowotworowy. Dla całego organizmu partyjnego są to „nasze tkanki”, a dla nich jesteśmy wrogiem i tylko wrogiem.
    Skoro piszę to wszystko, to właśnie dlatego, żeby dzielić się swoimi spostrzeżeniami i wnioskami z kilkudziesięciu lat walki z komuną. Mam nadzieję, że komuś się to do czegoś przyda. Bardzo bym chciał poprowadzić młodych ludzi do odpowiedzialnej służby Idei. Roboty wystarcza dla każdego. „Zwalanie z piedestałów” to wynik błędnego rozpoznania rzeczywistości politycznej. Wiceprezesi to nie pomniki na piedestałach. To ludzie ofiarnie, odpowiedzialnie i kompetentnie robiący dla Partii gigantyczną robotę. Nie „usuwanie” ich jest nam potrzebne, ale ich wspomaganie; a jeszcze lepiej – ich zastąpienie w tym mozole. Jeżeli ktoś, coś potrafi i chce dobrze zrobić to niech zadeklaruje i ZROBI. Kto robi więcej, lepiej i bardziej odpowiedzialnie - ma zagwarantowany wstęp na każde stanowisko. Co chce i potrafi zrobić p. Marcin – póki co – nie wiem. Skoro jednak ma w sobie tą polityczną żywiołowość to można liczyć, że będzie jeszcze jasną gwiazdą konserwatywno-liberalnej prawicy.
    Pozostaję do dyspozycji.
    Michał Marusik

    OdpowiedzUsuń